Polki, żony Arabów. Miłość na wschód od Edenu
14.09.2007
W krajach arabskich, w najgorszej sytuacji są kobiety, także Polki, którym nie układa się w małżeństwie i chcą się rozwieść. Sąd zawsze przyznaje dzieci ojcu, więc kobieta, która nie chce stracić z nimi kontaktu, nie wraca do kraju, tylko stara się tu jakoś żyć. A samotnej nie jest łatwo.
***
Gdy mama zachorowała, Shibli zajął się nią tak serdecznie, że polubiła go i zmieniła zdanie, choć wciąż była pełna obaw. Pobrali się w Polsce.
Pani Ewa zaprosiła mnie do swojego mieszkania w Ammanie. Na ścianach obrazy przedstawiające polskie cztery pory roku. Doktor Shibli Jaber jest dziś nobliwym starszym panem, cenionym kardiochirurgiem. Częstuje nas owocami opuncji, a pani Ewa tłumaczy mi, że problemem dla Polki, która wyszła za Araba, może być rodzina męża, a szczególnie jego matka, która wtrąca się dosłownie do wszystkiego. Kobieta religijna nawet do sklepu nie może wyjść sama. Towarzyszy jej teściowa lub jakaś kuzynka. Mówimy oczywiście o rodzinach ortodoksyjnych. Ewa nie wie, czy rodzice jej męża byli ortodoksyjnymi muzułmanami, bo gdy przyjechała w 1977 roku na Bliski Wschód, już nie żyli. Zaś mąż, mimo, że formalnie jest muzułmaninem, w gruncie rzeczy jest agnostykiem.
- Boga mam w sercu, a moją modlitwą jest praca - wyjaśnia. - I pomoc ludziom cierpiącym.
Rodzeństwo Shibli'ego mieszka w Stanach Zjednoczonych i w Ramalah. Ramalah znajduje się na terytorium Autonomii Palestyńskiej, więc żeby tam pojechać doktor Jaber musiałby starać się o wizę w konsulacie izraelskim. Czy można prosić wroga o pozwolenie na wjazd do własnego kraju? Złamał swe zasady tylko raz, gdy zmarł jego brat. Wtedy pojechał na pogrzeb.
W Jordanii pani Ewie nikt niczego nie narzucał, nie chodziła do meczetu, nie zasłaniała twarzy, ale oczywiście starała się zawsze strój dostosować do okoliczności, tak by nikogo nie szokować i nie gorszyć. Nauczyła się, że do obcych mężczyzn nie należy się uśmiechać i nie powinno się na powitanie wyciągać do nich ręki. Gdy przyjeżdżały siostry męża z USA czy z Ramalah, dawała im klucze od domu i mówiła: idę do pracy, czujcie się jak u siebie.
Ewa skończyła w Polsce AWF i jest rehabilitantką. Ważne jest, że pracuje, bo kobieta pracująca ma tu zupełnie inny status. Niektórym Jordańczykom się to nie podoba, mówią, że pracująca kobieta, której miejsce jest w domu przy mężu i dzieciach, zajmuje miejsce jakiemuś bezrobotnemu mężczyźnie. Ale czy są w Ammanie bezrobotni rehabilitanci? Pracuje w szpitalu, założonym przez OWP i pomaga wysiedlonym Palestyńczykom. Ma też prywatną praktykę.
Już trzydzieści lat są po ślubie.
Dostanie życie, podróże po świecie, wykształcone w Polsce dzieci. Syn Samir jest lekarzem jak ojciec, córka Sylwia architektem. Samir żeni się niebawem, jak ojciec, z Polką. Mieszka w Irlandii. Sylwia po studiach w Polsce, przeniosła się do Niemiec. Tam poznała Amerykanina. Doktor Jaber nie jest zadowolony, że to Amerykanin. Palestyńczycy mają do Ameryki pretensję, że popiera Izrael. Sylwia ma go jednak wkrótce przywieźć do Ammanu. Samir i Sylwia formalnie są muzułmanami, bo automatycznie dziedziczą religię po ojcu, ale tak naprawdę są indyferentni religijnie.
*
W hotelu Radisson SAS w Ammanie koncert. Szopena i Czajkowskiego gra "Levant Quartet". W tym kwartecie są dwie Polki.
Skrzypaczka, Anna Nazzal, z domu Matuszczak przyjechała tu w roku 1992 na wakacje. Pochodzi z Bydgoszczy, studiowała w Łodzi. W Akabie na plaży poznała swojego przyszłego męża. Przystojny i czarujący chłopak, wakacje szybko minęły...
Po dwóch latach wróciła do Jordanii z koncertami.
Wtedy już wiedziała, że to może być coś poważnego. Ale decyzja nie była łatwa. Kariera Anny rozwijała się błyskotliwie, grała w Niemczach, we Włoszech, w Finlandii, miała wiele interesujących propozycji.
Przyjechał do Warszawy w 1997 roku i oświadczył się.
Osiadła tutaj, urodziła dwie córki, ale skrzypiec nie porzuciła. Pracuje w konserwatorium, gra w Ammańskiej Orkiestrze Symfonicznej.
Jest dobrze. Córki rosną, starsza ma osiem, młodsza sześć lat. Problemów religijnych nie ma, bo mąż, Palstyńczyk, jest chrześcijaninem. Problemów finansowych tym bardziej nie ma, bo rodzina męża ma sieć hoteli, a mąż zarządza hotelami w Ammanie i nad Morzem Martwym.
Rozmawia z nim po angielsku, z córkami po angielsku i po polsku.
Ale do Polski tęskni strasznie. Co najmniej dwa razy do roku przyjeżdża do kraju.
- Tu jest zupełnie inny świat - mówi. - Albo się go zaakceptuje, ale zwariuje. Ja zaakceptowałam. Z miłości do męża. *
Teresa Qawoq, Polka z Kielc jest praktykującą muzułmanką. Włosy ma przykryte chustką.
- Ale niech pani nie myśli, że to mąż mnie nawrócił. Może to wydać się dziwne, ale to właśnie ja ożywiłam jego wiarę.
Ahmed Qawoq jest Kurdem. Studiował na kieleckiej politechnice. Wydział elektryczny. Teresa wybrała budownictwo. Katolicki ślub odbył się w Polsce i tam też urodziła się ich córka. Gdy w 1984 roku zmarli nagle oboje rodzice Teresy, zdecydowali się na wyjazd do Jordanii.
Początkowo wszystko układało się dobrze. Urodziła syna, wiele czasu poświęcała dzieciom, uczyła się arabskiego.
Choroba przyszła nagle. Rak piersi. Rokowania były złe. Wpadła w rozpacz. Zaczęła zastanawiać się nad swoim życiem, nad swoją letnią, by nie powiedzieć całkiem chłodną wiarą. I wtedy znajomy Bośniak przyniósł jej angielskie wydanie Koranu. Zaczęła czytać.
- Powoli wsiąkałam w islam. Zachwyciłam się nim po prostu. Zaczęłam się modlić. To dawało mi siły. Mąż także się modlił.
Wyzdrowiała.
- Teraz wiara dodaje nam skrzydeł. Jest sensem naszego życia. Dwa razy byłam już na pielgrzymce w Mekce. To zupełnie niezwykłe...
- Wszystkie religie pochodzą od Boga - dodaje pan Ahmed patrząc na żonę. - A że nosi chustę? Dla niej to ważne.
Syn państwa Qawoq jest lekarzem i mieszka w Łodzi.
- Niestety jest muzułmaninem niepraktykującym - wdycha matka. - Córka natomiast jest muzułmanką praktykującą. Mieszka w Niemczech, ale wyszła za za Palestyńczyka. Zrobiła doktorat z matematyki, mąż jest fizykiem nuklearnym. *
- Jordania do niedawna była krajem bardzo tolerancyjnym - wzdycha pan Dirar Rawwash, Jordańczyk, który deklaruje się jako muzułmanin postępowy. Swą żonę Urszulę poznał kiedyś w Częstochowie. Oboje są lekarzami, ona ginekologiem, on ftyzjatrą.
- Ważne są zasady według których człowiek żyje, a nie chusty. Ale coraz więcej tych chust się widzi i coraz mniej jest tolerancji dla innych poglądów. Dla mnie ważne jest to, co człowiek wyniesie z domu. Obchodzimy święta chrześcijańskie i muzułmańskie, a obchodzilibyśmy także żydowskie, gdyby któryś z synów ożenił się z Żydówką.
Córka, także lekarka osiedliła się w Polsce i tam wyszła za mąż. Nie, nie za Polaka. Za Araba z Jemenu, którego tam poznała.
Pani Urszula dodaje, że w Jordanii, podobnie jak w innych krajach arabskich, w najgorszej sytuacji są kobiety, także Polki, którym nie układa się w małżeństwie i chcą się rozwieść. Sąd zawsze przyznaje dzieci ojcu, więc kobieta, która nie chce stracić z nimi kontaktu, nie wraca do kraju, tylko stara się tu jakoś żyć. Ale samotnej kobiecie nie jest łatwo. - Czasem, gdy jestem zmęczona, gdy mi smutno - wzdycha Ewa Jaber - wsiadam w samochód i jadę nad Morze Martwe. - Tam odpoczywam.
Morze jest granatowe, dolina Jordanu zielona, a pustynia beżowa.
I tyle tu śladów biblijnych. To przecież kraina \"na wschód od Edenu", do której Kain został wygnany przez Boga. Kraina Noego i Hioba. Miejsce, gdzie leżały Sodoma i Gomora. Na skale nad morzem stoi kamienna żona Lota zamieniona w słup soli.
To tu, na górze Nebo zmarł Mojżesz. Doprowadził Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej, ale sam już do niej - jak wiadomo - nie dotarł. Tu właśnie w 2000 roku modlił się Jan Paweł II i też, jak Mojżesz trzy tysiące lat wcześniej, patrzył w kierunku Ziemi Obiecanej, która jest tuż, tuż, za Jordanem.
A Nowy Testament? To najprawdopodobniej tutaj, nad Jordanem święty Jan ochrzcił Jezusa. I tu na pustyni spędził Jezus czterdzieści dni, tu spotkał uczniów...
To takie metafizyczne miejsce.
*
- Dzięki telewizji satelitarnej jesteśmy na bieżąco. Wiemy o wszystkim, co dzieje się w kraju - cieszą się panie. - Tylko dlaczego posłowie tak strasznie kłócą się w tym Sejmie? - pytają podczas spotkania z Bogdanem Borusewiczem, marszałkiem Senatu. - Na kogo mamy teraz głosować?
Artkul z "Dziennika Baltyckiego"